22-24.07.2011 - Rust'n'Dust Jalopy, Teterow, Niemcy
Czwartek
16:30. Czarne chmury nad Warszawą i Milanówkiem. Załadowywanie dziobaka rzeczami głównie niepotrzebnymi. Mycie marchewek i pomidorów.
17:00. Pierwsze krople. Odbieramy Qbacka z dworca. Robimy zaopatrzenie.
17:30. Ruszamy (Dyra, Qback, ja) do Poznania. Tradycyjnie dziobakiem Dyry, gdyż to jedyny przyzwoicie sprawny i (zazwyczaj) niezawodny staruszek. Z nowym silnikiem na dotarciu. No i prezencję ma niezłą.
17:50. Leje. I dziury w drodze. A Poznań jakoś daleko. Frustracja?
Piątek
00:10. Poznań (w osobach Magdy, Hervola i Ludwika Filipa XIII, przeuroczego buldoga francuskiego zafascynowanego otworami w drzwiach łazienki) wita nas Spaghetti. Robimy bałagan, bawimy się z psem wkładając palce w otwory w drzwiach i idziemy spać. Lutek wpatruje się w drzwi.
12:30. W nieokreślonych bliżej godzinach południowych zostawiamy Poznaniaków (którzy mają dołączyć później) i ruszamy do Teterow. Oczywiście towarzyszy nam ulewa.
20:15. W okolicach Szczecina łapiemy się z chłopakami z Białegostoku, Sosną i Arizoną i ich Kaśką z koszem.
22:30. Teterow w potokach deszczu. Dowiadujemy się, że wyścigów jutro nie będzie. Dzięki niskiej frekwencji mamy możliwość rozłożenia się w części, która normalnie dostępna jest tylko dla fur do 59 roku. Bojąc się, że może jednak nas stąd wyproszą, dziobak na wszelki wypadek od razu się zakopał.
22:40. Na miejscu jest już El Bałenko ( http://elbalenko.blogspot.com ) z kumplami i swoim stoiskiem do pinstripingu.
Brodzenie w błocie w drodze do hangaru, w którym już od dłuższego czasu trwają koncerty. Mimo takiej pogody, ludzie wydają się dość entuzjastycznie nastawieni. Można tu znaleźć coś dla ciała przy stoisku z żarciem i browarami i coś dla ducha przy scenie. Wieczór kończymy muzyką, browarkami i ciekawymi rozmowami.
Sobota
Do snu kołysze nas dudnienie ciężkich kropli o blachę.
03.10. Dudnienie deszczu….
07.23. Dudnienie deszczu….
09:40. Budzi nas dudnienie deszczu. Na miejsce zjeżdża ekipa z Poznania zasilona przez Olę i Igora oraz ze Szczecina, czyli Iga i Łukasz, którzy jak zawsze są świetnie wpasowani do klimatu i przygotowani na każde warunki.
12:40. Pierwsi śmiałkowie wpadają na błotnisty owal. Błoto lata na wszystkie strony, rozbryzguje się na szybach i/lub twarzach kierowców niezrażonych tą mazią dostającą się do ich oczu, ust, uszu. Dostarcza to sporej frajdy niektórym widzom (np. Dyrze, który pod pretekstem kręcenia filmików bawił się z błotem trochę w berka, trochę w chowanego). Prawdziwe Rust’n’Mud. Nie wiem, jak pozostali, ale ja mam wielką ochotę przejechać się takim pojazdem bez szyb. Może na przyszły rok coś wykombinujemy :).
13:35. Zaczynamy obchód. Po cichu zazdrościmy tym w kaloszach. Jeszcze ciszej zazdrościmy tym na plaży w Egipcie, ale tylko w największych chwilach zwątpienia.
Siłowanie się z nogą, która ugrzęzła w błocie i ogólne uczucie bycia mokrym trochę zaburza percepcję, ale i tak udaje nam się dostrzec kilka naprawdę fajnych fur (i nie tylko). Tradycyjnie, nie spotkacie tu delikatnych błyszczących autek, tylko prawdziwe, twarde fury z duszą. Gdzieniegdzie przemykają błotni ludzie.
14:15. But grzęźnie w błocie i jego część tam pozostaje. Na ratunek nadchodzą kowbojki z dziurami w drewnianych podeszwach zaklejone przez Dyrę taśmą. Mam coraz więcej wspólnego z dziobakiem.
14:45. Poznajemy ciekawą parę z Gdańska i ich dość specyficzne poczucie humoru:).
15:19. Łukasz wyciąga Osę i rozpoczyna jazdę po terenie zmieniając co chwila partnerki (partnerów) i zbierając spojrzenia zazdrości uczestników zlotu. Na brak zainteresowania nie może narzekać też Arizona, który swych pasażerów wozi na Kaśce po wszelkich zakątkach terenu. Na twarzach tych drugich radość miesza się z trwogą.
17:05. Zgodnie z przepowiedniami miejscowych szamanów przestaje padać. Suszymy się. Albo i nie.
Magda zaczyna akcję promocyjną swoich godnych polecenia w relacji sukienek (http://www.ladycarotta.pl ), nagabując niczego niepodejrzewające niemieckie kobiety.
20:13. Zacieśniamy więzy polsko – niemieckie na różne sposoby.
20:33, Dostajemy pozwolenie na przejechanie się po torze. Jest fajnie, ale to nie te same emocje co jazda z odsłoniętą twarzą małym lekkim pojazdem po wilgotnym błocie podczas deszczu.
21:19. Arizona uskutecznia szaleńczy przejazd przez owal, zakończony gromkimi brawami. Części Kaśki porozrzucane po okolicy.
21:35. Arizona z Hervolem i Qbackiem na pokładzie wpadają na tor. Widzimy opętańczy uśmiech Arizony i przerażenie w oczach chłopaków. Ruszamy z Dyrą za nimi. Arizona porzuca pędzący motocykl, zmuszając tym samym Hervola do przejęcia kierownicy i ładuje nam się na maskę. Czuję się jak na Gryźlinach. Kilka minut beztroskiej jazdy. Widzowie zachwyceni; organizatorzy mniej. Nie wiem, czy to z naszej winy, ale owal zostaje zamknięty.
22:15. Jak już wspominałam, tor został zamknięty, niektórzy jednak chętnie przeoczają ten fakt. Organizatorzy już nas nie lubią.
23:26. Koncerty. Mi jak zawsze brakuje mocniejszej rockowej muzy na takich imprezach, ale dźwięki całkiem przyjemne, świetny klimat. Jak zawsze królowe i królowie parkietu szaleją pod sceną. Najwięksi imprezowicze zostają do rana, a niektórzy dowiedzą się co robili przez ostatnie dwie noce dopiero ze zdjęć.
Pomimo tego, że droga do Niemiec żmudna i ciężka, pogoda nas olała, ciuchy na zlot przeleżały całą imprezę na dnie walizki, a jedyne wyścigi to takie, komu szybciej buty przemokną, lub kto zrobi większą głupotę, to chyba wszyscy wracaliśmy z pozytywnymi wrażeniami. A nuż za rok nas jednak wpuszczą na teren?
Jaśmina
* godziny podawane są w mniejszym lub większym przybliżeniu. Mogą różnić się z tymi zapamiętanymi przez uczestników. Prawdopodobnie są zmyślone.