09.10.2010 - IV Festiwal Nitów i Korozji, Warszawa
Dzień nie zaczął się najlepiej: spóźnienie Kuby, fochy dziobaka (Kuba, jako zastępczy kierowca nie przypasował dziobakowi/rumakowi, który okazywał potem swą niechęć na każdym kroku ), rozkopana Wawa, długie poszukiwania miejsca spotkania, zaginięcie naszego nr startowego….
Ostatecznie zostaliśmy obdarowani sympatycznym numerem ‘666’ (zapewne dzięki diabelskim koneksjom) i ruszyliśmy w drogę. Cóż, oznaczenia na mapce były trochę bardziej enigmatyczne niż na Rajdzie po Pradze (a spóźniliśmy się na odprawę), więc zaczęliśmy od lekkiego błądzenia. Wkrótce jednak przybyła pomoc w osobach kobiety i syna/potomka Kuby. Pomoc przydatna również w temperowaniu słowotokowych zapędów Kuby, który pod pozorem pytania o drogę lub wymiany informacji, próbował werbalnie zamęczyć przeciwników.
Pytania i zadania dość różnorodne: przerysowywanie syrenki i mozaiki ze ściany, szukanie Putina, WUJ-a, odpowiedzi na „Co jest inside this budynek?”, odkrywanie przeróżnych mniej lub bardziej gnijących samochodów za płotami lub na chodnikach, liczenie baranów, itp. Było również kolektywne rozwiązywanie zadania polegającego na przypasowaniu twarzy aktorów do aut, którymi jeździli w filmach. I mój ulubiony rodzaj pytań: „Ile widziałeś na ostatniej ulicy/ w ciągu ostatnich 3,3 km samochodów SAAB 900 typu ‘krokodyl’?”. Oczywiście, zawsze przeczytane ulicę dalej. Czasem pytania (pojazdy) odjeżdżały. Czasem przechodnie byli bardzo pomocni.
Trasa zmieniała się od wąskich osiedli pełnych garbów (skutecznie ignorowanych przez Kubę) i zaskakujących zakazów wjazdu (jak wyżej) do wertepów w jakiś zapomnianych zakamarkach Wawy. Trasa dość długa (lecz przyjemnie męcząca), więc częstotliwość gubienia się bardzo wysoka. Odporność na stres, cierpliwość, koncentracja i ufanie przeczuciu „skądś znam o miejsce” wysoce pożądane.
Jednak, gdy po kilku godzinach dziobak miał nas serdecznie dość, a morale grupy upadło, z ust kierowcy padło: „Wracamy”. Meta: Koneser. A tam stare fury (prawie wszystkie poniżej 1990) świetnie wpisujące się w klimat Pragi i tego miejsca. Dodatkową atrakcją była wystawa przygotowana przez Muzeum Motoryzacji i Techniki w Otrębusach którą można było obejrzeć we wnętrzach jednej z hal. Oraz ciuchciogrill. Niestety bez kiełbasek sojowych.
Nagrody przyznawane w dwóch kategoriach: konkurs elegancji i za wyniki rajdu. Konkurs elegancji wygrała pełna subtelnego wdzięku Nyska z kurzą pasażerką (również Nyską). Drugie miejsce Tarpan 233, trzecie Fiat 126p. Miłych wrażeń estetycznych dostarczał również spalony Maluch, oraz inne, mniej lub bardziej skorodowane pojazdy.
Podsumowując: fajna przygoda była, emocje (przeskakujące z jednego bieguna na drugi) były, nowe doświadczenia były, możliwość bezkarnego pokrzyczenia na współpasażerów była. Polecam, bo to bardzo miły sposób spędzenia sobotniego dnia, chyba, że Wasza fura ma inne plany.
Jaśmina